Stosując sprzedaż ratalną, sklepy znacząco zwiększają swoje dochody. Zakupy na raty, podobnie jak pożyczka ratalna stanowią szczególnie kuszącą propozycję dla tych, którzy nie dysponują odłożonym groszem. „Kup teraz, zacznij spłacać za pół roku” jest majstersztykiem stworzonym przez mistrza w sztuce perswazji. Ta pełna premedytacji strategia sprawia, że klienci kupują coraz więcej, często żyją ponad stan, a rachunki wystawione de facto przez bank opiewają na rosnąco wyższe kwoty.
Niewątpliwym plusem kupowania na raty jest możliwość rozbicia spłaty na części. Szczególnie atrakcyjną ofertą wydają się być raty 0%. Ale! Poniesieni falą entuzjazmu potencjalni nabywcy zapominają o potrzebie doczytania umowy do końca. Pułapki zastawione przez dobrze naoliwioną maszynę handlowo-bankową mogą zmusić nas do poniesienia dodatkowych kosztów, takich jak spłata prowizji od kredytu czy opłata za ubezpieczenie umowy. Tu pomysłowość pożyczkodawców nie zna granic.
Jako że wypadki chodzą po ludziach, spłacanie zaciągniętego kredytu może stać się uciążliwe, lub wręcz niemożliwe w przypadku utraty pracy, przedłużającej się choroby czy innych zdarzeń losowych. Jeżeli utracimy płynność finansową i będziemy zalegać ze spłatą, wpłynie to negatywnie na naszą wiarygodność finansową, zablokuje nam możliwości kredytowe. Poza spora niedogodnością będzie to negatywnie rzutować na naszą psychikę i postrzeganie własnej osoby. Często wtedy sięgamy po kolejne kredyty dla zadłużonych.
Wydajesz cudze, oddajesz swoje – ostrzegały nasze babcie przed pożyczaniem pieniędzy, i było w tym sporo racji. Jednak jak wszędzie tak i tu prawda leży pośrodku. Skorzystanie z opcji, jaką stwarzają sklepy i banki, oferując szybki dostęp do pieniędzy, ułatwia życie i otwiera nowe perspektywy. Pamiętać jednak należy, że narzędzie, które dostajemy do ręki, może okazać się niebezpieczne w przypadku nieumiejętnego się z nim obchodzenia.